Wystawa rzeźb balansujących nad zrewaloryzowaną płytą Rynku Starego Miasta w Częstochowie jest największą na świecie, zwartą i trwałą ekspozycją dzieł Jerzego Jotki Kędziory w otwartej przestrzeni publicznej. 14 figur częstochowskiego artysty tworzy rodzaj napowietrznego widowiska, w którym jego uczestnicy niemal lewitując lub przecząc często zasadom grawitacji, demonstrują charakterystyczne dla swych profesji cechy i umiejętności. Kreują mimiczne miniscenki. Tworzy to swoiste teatrum zatytułowane „Igrce Częstocha”, kulturalno-rekreacyjny element ludycznego festynu, jarmarku czy innej odświętnej imprezy. Patron widowiska – Częstoch, etymologiczny ojciec miasta, stanął pośrodku wydarzenia, akcentując przy okazji 800-lecie pojawienia się nazwy Częstochowa w historycznych annałach. Rzeźby balansujące Kędziory są ewenementem w przedziale sztuk przedstawiających. Były prezentowane na najważniejszych konfrontacjach artystycznych i na stałe zadomowiły się w wielu zakątkach świata. Można je spotkać w wielu miastach Ameryki i Europy oraz na azjatyckim Bliskim i Dalekim Wschodzie.
Projekt „Częstoch” w moim
opracowaniu realizuje się mniej więcej od
lat 80. ubiegłego wieku. Widać z tego, że
aby etymologiczny termin mógł się stać
realną rzeźbiarską figurą, musiało w Warcie upłynąć wiele wody. Na tak długiej
drodze przeszedł on wiele zwrotów akcji
oraz kilka znaczących przeobrażeń formalnych i ideowych. Postać jego jawiła
się jako woj, prasowy fantom, wróż, mag
czy wieszcz ludowy, wielmoża w końcu.
W upływającym czasie i zmieniających
się okolicznościach pokazywał się wielokrotnie w różnorakich formach prezentacji i kilku wzmożonych akcjach
przypomnienia. Jego realizację i jego samego podglądali i komentowali redaktorzy prasowi, historycy i krytycy sztuki,
a nawet artyści kabaretowi. W konkursie
na legendę o nim powstało kilkadziesiąt
opowiastek. W rezultacie przeistaczania
się projektu powstało wiele ulotnych,
ale i trwałych form artystycznych sformułowań. Najpoważniejszym z nich jest
ceramiczno-kompozytowa figura zlokalizowana na podwórcu kamienicy Urzędu Konserwatora Zabytków przy Starym
Rynku w Częstochowie.
Aktualny posąg, który w formie
daru przekazuję częstochowskiej społeczności, przybrał w pełni realistyczną
formę. Słownikowe hasło w końcu się
majestatycznie materializuje. Przedstawiam Częstocha jako dojrzałego mężczyznę. Za sugestiami i podpowiedziami uczestników wielu wcześniejszych
spotkań z zainteresowanymi projektem,
jego oblicze posiada nieco moich cech,
chociaż po liftingu. Musiałem go nieco
uprzystoinić i spoważnić. Przyodziany
jest w typowy strój średniowieczny, tunikę i wąskie nogawice z krzyżującymi
się na goleniach taśmami utrzymującymi również szpiczaste buty. Zdarzają się
w tym stroju i odświętne detale z importu. Przez ramię ma przerzuconą, zdobną
w złociste gwiazdy tkaninę, którą w momentach wieszczenia zakwefia sobie głowę. W wyciągniętej ręce trzyma róg, jeden z większego zbioru. Z takich popijał,
na podobnych trąbił, a z innych jeszcze
robił naczynia czerpalne czy swoiste pochodnie. Prawą ręką trzyma ceremonialny kostur zwieńczony u szczytu drapieżnym ptakiem, pod którym przycupnął
wielki kocur. Podobno zdobienia te przywiózł z dalekiej podróży, na jakie w młodości się wyprawiał. Na kosturze można
zobaczyć inne jeszcze symboliczne znaki,
świadectwa zawartych przyjaźni i działań.
Na głowie ma solidną czapkę z opuszczonymi końcami spodniego czepka. Wiele
z elementów stroju i uposażenia wiąże się
z legendowymi opisami.
Przybrał tu pozycję i formę, jakiej nie musi się wstydzić, stając pośród
innych możnych z podobnego nadania.
Wchodzi bowiem na ogólnopolski szlak
Rzeźb kwestujących (na wzniosłe cele) Postaci legendarnych takich jak Krak, Sandomir, Piast Kołodziej czy Dwuwoj, o który w międzyczasie projekt się poszerzył.
Grupa szczudlarzy
w mimiczny sposób odgrywa scenkę „Cedzenie wody”. Trzej
mistrzowie akrobacji szczudłowej, usadowieni na krańcu fontanny,
swoistym instrumentarium – teleskopowymi tyczkami zakończonymi
drobnymi czerpakami, próbują ze strug wody wyłowić kumulujące
się w niej elementy energii, barwy, struktury czy dźwięku.
Kompozycja nie ma wcześniejszych odniesień w twórczości
rzeźbiarza. Zarówno w formie przerysowanych proporcji szczudlarzy,
rodzaju modelunku, jak i wspólnego działania trzech postaci w
jednej sprawie. Wprowadzenie fontannowych strug wody w obszar
kompozycji potęguje ekspresję jej oddziaływania. Drobne, luźno
zamieszczone gadżetowe uzupełnienia poszerzają oddziaływanie
kompozycji o delikatne formy kinetycznej i dźwiękowej
infrastruktury, a tej części fontanny dodają walorów ciekawych
opadających skropleń. Trio szczudlarzy staje się rzeźbiarską
dominantą Rynku, dynamicznym wprowadzeniem w obszar Igrców od
strony centralnej alei miasta, głównego ciągu najściowego w
obszar Rynku. Odbijając się w tafli muzealnego pawilonu,
zwielokrotniając swe formy i balansowe ruchy, tworzy napowietrzny
balet, realno-odbiciowy spektakl. Szczudlarze są dynamicznym
konturem i ubogacają profil tego historycznego fragmentu panoramy
miasta.
Dzwonnik wyszedł
na narożnik przy schodach pawilonu i niemym dźwiękiem
niedo-strzegalnego dzwonu obwieszcza wydarzenie. Zwielokrotniona dłoń
z rozczłonkowanym, rozbarwionym sznurem chciałaby niejako
podkreślić albo i przedrzeźniać głos dzwonu i jego echa. Oddanie
siły głosu dzwonu i pracy przy jego utrzymaniu w ruchu obrazuje nam
rzeźbiarz poprzez charakterystyczny układ ciała mnicha i urywający
się nad jego głową sznur ukierunkowany w stronę przestworzy.
Końcówki barwnych, luźnych sznurów podkreślają śpiewność
dzwonnych uderzeń, a ich pionowy kierunek utrzymuje wizualnie
chwiejną równowagę kompozycji. Szczególnym problemem, który
rozwiązuje artysta w tej rzeźbie, jest inny rodzaj kinetyki i
balansu. Bryła mnicha wspiera się na jednym punkcie stabilnego
podestu i mocno wychylona poza jego obrys kręci się swobodnie wokół
własnej osi, wychyla we wszystkich kierunkach, ale szczególnie
przeciwstawnie do wychyleń wyimaginowanego dzwonu.
Mała gimnastyczka z
biczykami jest jedyną w serii sportsmenek uprawiających
gimnastykę artystyczną, czyniącą ewolucje takim nietypowym,
okazjonalnym przyrządem. Kompozycja młodej sportsmenki zrodziła
się, gdy pierwsza wnuczka Kędziory zaczęła trenować gimnastykę
artystyczną w krakowskim „Sokole”. Młodzież i dzieci pełne
gracji i niesamowitych umiejętności zafrapowały rzeźbiarza.
Żonglerka ciałem i całym zestawem instrumentarium gimnastycznym
wywarły na artyście poważne wrażenie, a kończąc sekwencję
„publicystyczną” w swojej twórczości, znalazł ciekawy bodziec
na nową formułę balansjerów.
Młoda akrobatka na kółku, zwana Dziewczynką Pabla albo Picassu, to wyniesienie jednej z postaci Picassa w dowód uznania Kędziory dla wkładu wielkiego, hiszpańskiego mistrza w dzieło współczesnej plastyki. Artysta opowiada, że Pablo bardzo realnie przyszedł do niego we śnie i zaproponował, by zrealizował jego akrobatkę w swojej formie twórczej. „Potraktuj mój obraz jako projekt swojej rzeźby. Uda ci się, podołasz”. – Podjąłem się wyzwania – mówi artysta – nigdy później już mi się nie przyśnił, więc myślę, że zaakceptował to dzieło.
Młodzieniec z wiatraczkami wpisuje się w grupę chłopców, którzy różnymi atrybutami ilustrują legendy o dzieciach flisaka, które po tragicznym zdarzeniu znalazły się często w odległych zakątkach świata. Inspiracją do tej rzeźby była opowieść, którą swojemu wnukowi bajał artysta, gdy czasami samodzielnie sprawował nad nim opiekę. Później bajanie przerodziło się w swoistą opowieść-legendę o bliźniaczych synach flisaka, których wielka wyprawa tratwą tragicznie zakończyła się u ujścia spławnej rzeki do morza. Tworząc tę parę dzieci, artysta chciał równocześnie sportretować swojego najstarszego wnuka. Ponieważ chłopiec miał wówczas pięć lat, a bohaterowie opowieści dwanaście, artysta stworzył nieco wyimaginowany, futurystyczny jego portret. Aby realizować założony projekt, artysta przetworzył legendę i w ostatniej wersji jest to opowieść o czwórce małych flisaczków. Główną ideą projektu jest ustawienie młodzieńców w czterech przybrzeżnych miastach w różnych częściach świata z chęcią i możliwością łączności lub porozumienia się ich między sobą za pomocą odbitego w lusterku promienia słonecznego. Promień ten wzmacniać mają uczestnicy happeningowej akcji swoimi zwierciadełkami, które będą dowodem, certyfikatem udziału w wydarzeniu. Być może i młodzieńca ze sceny na częstochowskim Rynku uda się włączyć w podobne działania.
Lalkarz trenuje i animuje ruch lalkowych prototypów. Tu demonstruje próbę układu choreograficznego pary nierównych gabarytowo postaci. W kompozycji tej okrąg – swoisty batut, ruszt scenograficzny, stanowi mini scenę, na której lalkarz-akrobata prezentuje „lalkowe minidramy”. Wcześniej, w fazie realizacji „Portretu Polaka czasów transformacji”, stworzył Kędziora postać innego „Lalkarza”, w której to kompozycji główny nacisk kierował na rodzaj manipulacji, sterowania postacią kukiełki, gdzie w ekstremalnych sytuacjach trudno było dociec, kto kim manipuluje, animator pociągający za linki czy trzymający się ich końcówek. Byli również animatorzy, którzy sterowali pewnymi archetypami, znanymi elementami kulturowych ikon, jak np. w tzw. Chagallu, gdzie lalkarz tworzył spektakl w oparciu o wybrane sformułowania z jego malarskich dokonań.
Grupa sportowców miała zademonstrować swe dyscypliny w przestrzeni amfiteatru w okolicach ekspozycyjnego pawilonu. Ostatecznie w tym miejscu zostali Płotkarz i Atleta skaczący wzwyż. Wcześniej przygotowywany na tę przestrzeń Skoczek do wody zamienił się miejscami ze Sztukmistrzynią, gdy wyczuł, że w pobliżu fontanny będzie mógł lepiej zademonstrować swój kunszt, skacząc do wyimaginowanego basenu. Sport we współczesnym społeczeństwie, zresztą nie tylko we współczesnym, odgrywa znaczącą rolę. Ściąga wielu entuzjastów – czynnych uczestników, fanów i kibiców. Ogniskuje emocje. Nie inaczej jest w Częstochowie. Niemal żadne z większych ludycznych, społecznościowych, czy o innym charakterze świąt nie jest pozbawione sportowych elementów, popisów czy wydarzeń. Podobnie jest i podczas Igrców. Tak się złożyło, że niemal równocześnie z opracowywaniem kompozycji rynkowych rzeźb Kędziora ruszył z cyklem Atletów. W wielce dynamicznej formie i ekspresyjnym modelunku stadionowych bohaterów nawiązuje do antycznych herosów, afirmując nowe, współczesne dyscypliny sportu. Z szerszego cyklu sportowców na Rynku eksponuje sprintera Nad ostatnim płotkiem, skoczka nad Wysoko zawieszoną poprzeczką i pływaka skaczącego Na głęboką wodę.
Sztukmistrzyni godzi się na przyjęcie roli arbitra w sportowych rozgrywkach. To młoda niewiasta (w portrecie – synowa artysty), która współtworzy całą rodzinę linoskoczkiń z różnymi odnośniami, zarówno osobowościowymi, jak i symbolicznymi. W kreacji częstochowskiej akrobatka ta popisuje się swym niezwykłym numerem iluzjonistycznym „Gubienie brzucha”. Formalnie górna część postaci oddzielona zostaje szeroką wyrwą i swobodnie zawisa nad częścią dolną kończącą się na pasie bioder. Nogi figury stąpające po linie, poprzez tyczkę balansową i ramiona, utrzymują oddzieloną część górną postaci. Rzeźbiarsko to ciekawe i intrygujące z wielu powodów rozwiązanie. W niesprzyjających warunkach wietrznych, niekorzystnej róży wiatrów staje się bardzo chwiejna, a w ekstremalnych wychyleniach długą tyczką, ustawianą nawet w pionie zagraża oglądającym.
Philippe Petit – francuski linoskoczek, tu jakby w momencie spoczynku, pozdrawia przyglądających mu się widzów. Podczas przygotowań do wystawy „Balance in Nature” w Old Westbury Gardens na Long Island (NY) spotyka się Kędziora z Philipem Petitem. Rzeźbiarz od dawna był pod wrażeniem dokonań wspaniałego francuskiego linoskoczka. Po obejrzeniu filmu „The Walk. Sięgając chmur” fascynacja akrobatą jeszcze się spotęgowała. Rzeźbiarz nie tylko doceniał zapierające dech w piersiach przejścia i ewolucje na linach, ale wybór oraz okiełznanie techniczne spektakularnych miejsc z całą otoczką skrytotajemnych praktyk ich zdobywania. Twórca balansujących czuł paralelę do swoich działań, przezwyciężania wielu trudności natury organizacyjnej i technicznej w prezentacji swoich dzieł. Odwrotnie, arcymistrz chodzenia po linie był pod wrażeniem dzieł rzeźbiarza. Obaj artyści przypadli sobie do gustu. W wyniku tego spotkania Kędziora „popełnił” dwie portretowe figury Petita. Jedną w stroju historyczno-estradowym z wcześniejszego etapu występów – dla Częstochowy i drugą w ubraniu bardziej cywilnym, w jakim pokonywał przestrzeń między szczytami wież World Trade Center w Nowym Jorku dla tego miasta. Jak na razie pandemia koronawirusa stanęła na przeszkodzie, aby rzeźba mogła zaistnieć w amerykańskiej metropolii i dopełnić projekt dwóch odsłon wielkiego linoskoczka.
Charlie Chaplin czyni ostatni sprawdzian Gagu z balonami. Chaplin to jedna z tych wielkich postaci kultury, którym w uznaniu dla ich talentu i dokonań, niemal w hołdzie i wdzięczności, poświęca Kędziora jedno ze swoich dzieł. Mały balansujący pomnik. Szczególnym uznaniem rzeźbiarza cieszy się jego maestria w opracowaniu gagów, szczególnie tych z wykorzystaniem martwych przedmiotów – tzw. złośliwością ich stanu rzeczy, oraz mówienie o ważnych i poważnych sprawach często rozczulająco, ale w sposób żartobliwy, wręcz groteskowy, niepozbawiony tragiczno-zabawnych zbitek. Pokonywania przeciwności losu dzięki uporowi, sprytowi i pomysłowości. W częstochowskiej kompozycji wielki mag kina próbuje stworzyć prosty gag z użyciem balonów. Jest w momencie wejścia na linę, ale lotne balony nie do końca podzielają jego starania.
Zadanie zostało
dofinansowane ze środków budżetu Gminy Miasta Częstochowy.